Autoportrety Albrechta Dürera


Piątek, 28 lutego 2003

null

Wychodzę do British Museum. Od razu na wystawę „Albrecht Dürer and his legacy”, tuż obok Asyrii. Londyn ma słabe zbiory Dürera malarza: jedyny jego obraz w miarę pewny, choć dziwny, zakupiony został w 1996. Portret ojca artysty, interesujący, uznawany jest za dzieło warsztatu, replikę zaginionego oryginału. Ale British Museum ma dobre zbiory Dürera rysownika i grafika.

Dürer jest artystą głęboko przeze mnie podziwianym. Coraz bardziej doceniam rolę humanistów w kształtowaniu europejskiej kultury, wydaje mi się, że w samej istocie malarstwa jest coś, co wiąże z rzeczywistością i każe szukać spojrzenia szerszego, coś antyideologicznego (stąd napady ikonoklazmu w momentach kryzysów ideologicznych). U van Eycka, Rafaela, Dürera, u Caravaggia, u Rubensa doceniam nie tylko zręczność ręki i szerokość wyobraźni oraz poczucie piękna, lecz także spojrzenie na świat, na człowieka. Malarstwo jako szczególna paideia, lekcja spojrzenia, wychowanie do lepszego życia — nie myślałem, że będę tak ujmować doznania malarskie, boję się tej frazeologii, kiedyś odrzucałem ją z niechęcią, ale problemy wychowania, uspołecznienia, przy zachowaniu szacunku dla jednostki, uznawaniu jej za wartość najwyższą, uznawaniu duszy, którą można (trzeba) kształcić, problemy te nabierają coraz większej wagi, decydują o życiu duchowym. W tak rozumianym malarstwie postać Dürera zajmuje istotne miejsce. Jest jednym z wielkich humanistów, nie aż tak olśniewającym, genialnym, boskim prawie (słusznie go tak w entuzjazmie określano) jak Rafael, ale to na pewno jeden z patronów europejskiego humanizmu, europejskiej kultury.

Z wdzięcznością przyjąłem tę wystawę grafika i rysownika. Pokazano wizerunki własne artysty. Wystawę otwiera zdumiewający rysunek srebrnym sztyftem, wykonany przez trzynastoletniego chłopca, twarz dziecka, lecz pewność linii znakomitego majstra. Datę wpisał później sam artysta. Był dumny z wczesnej zręczności ręki, bo opatrzył ten autoportret (być może pierwszy w sztuce północnej) napisem: „To moja podobizna namalowana według lustra w roku 1484, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Albrecht Dürer”. 

null

Wypożyczono ten wzruszający i artystycznie świetny rysunek z wiedeńskiej Albertiny. To najznakomitszy zbiór rysunków na świecie, a jeżeli chodzi o Dürera, jest nieprześcigniony. Autoportret, z lat ok. 1492–93, przedstawia młodzieniaszka w pozie uderzająco naturalnej, rękę przykłada wzdłuż twarzy, zapewne zasłania się od bocznego światła, aby lepiej widzieć swoje odbicie w lustrze. Ten doskonały rysunek wypożyczony został z maleńkich zbiorów uniwersyteckich w Erlangen, sławnych tym jednym dziełem, niezwykłym. Na wystawie można było obejrzeć akwarelowe krajobrazy Dürera, choć nie pokazano najsłynniejszego, a na pewno najbardziej tajemniczego, przedstawiającego sen, rodzaj potopu, dzisiaj nazwalibyśmy owo przeczucie katastrofy wybuchem bomby atomowej. Pokazano zwierzęta, słynnego morsa, nosorożca, w wyobraźni odwiedziłem zająca i wielobarwne skrzydło ptaka. Były ryciny do Apokalipsy, które tak ważną rolę odgrywają w Doktorze Faustusie Tomasza Manna. Pokazano także trzy ryciny zasadnicze: to one w wyobraźni niemieckiej i światowej zajmują miejsce szczególne, były komentowane na tyle sposobów: Melancholia; Rycerz, śmierć i diabeł; Święty Hieronim.

Patrzyłem na eksponaty, uzupełniałem je pamięcią o innych dziełach, ale równocześnie wciąż powracałem do początkowych autoportretów, śledziłem ukazany autoportret Dürera. Myślałem o innych jego podobiznach. Na idealnej wystawie Dürera powinny być zgromadzone wszystkie jego wizerunki. Trzy autoportrety olejne (czy były kiedyś prezentowane razem?), z Paryża, z Prado, z Monachium. Dwie „sygnatury autoportretowe”, na wiedeńskiej Adoracji Trójcy Świętej i na praskim Święcie różańcowym. Inne jeszcze rysunki, ten od Lubomirskich, z ręką i poduszką, dziś w Metropolitan (Lehman Collection). Ten wskazujący na bolesne miejsce z boku. Specjalne miejsce zajmuje rysunek, którego nie widziałem nigdy w oryginale, wywiera wstrząsające wrażenie, poznałem go, zanim zobaczyłem w reprodukcji, przez piękny wiersz Aleksandra Wata Przed weimarskim autoportretem Dürera.

Wojciech Karpiński

Fragmenty książki Obrazy Londynu