Vincent van Gogh

Krzesło van Gogha (1888); Krzesło Gauguina (1888)


W dni jesienne, przesadnie naładowane elektrycznością, stworzył Vincent zadziwiający portret Gauguina. Nie przedstawił jego postaci. Namalował jego puste krzesło. I bliźniacze drugie płótno, swoje puste krzesło. Są to portrety wspaniałe. Szaleństwo Vincenta, ucieczka z Arles Gauguina skłaniają do szukania w tych obrazach tego, czego może tam nie ma. Ale należy pamiętać, że te dzieła powstały przed katastrofą, były świadomie malowane jako wizerunki przedmiotów związanych z konkretnymi osobami.

Krzesło van Gogha, skąpane w świetle dnia, jest ascetyczne, narzuca się ze spokojną stanowczą siłą. Widok ukośny z góry na rytm kafli podłogi, wyraźny, współgrający z liniami żółtego krzesła, też zdecydowanymi, rysującymi się ostro. Błękitnomalachitowa ściana i fragment drzwi. W rogu na podłodze skrzynka z kiełkującą cebulą. Na krześle fajka i mieszek z tytoniem. Banalny drewniany przedmiot nabiera niezwykłej godności, stoi na ziemi ze stabilnością doryckiej świątyni.

Krzesło Gauguina wygina się na wszystkie strony, wydaje się płynąć w wielobarwnej magmie. Jest jakby rzuconą w przestrzeń barokową budowlą. Podłoga przemieniona w ekspresjonistyczną arabeskę mieni się całą gamą brązów, zieleni, karminów poddanych trudno czytelnemu, denerwującemu rytmowi. Na siedzeniu fotela zapalona świeca w lichtarzu, którego brzegi wiją się faliście, obok dwie żółte książki. Na zielonej ścianie kinkiet i rozproszona aureola żółtego płomienia.

Van Gogh zawsze interesował się wewnętrznym sensem przedmiotów. Potrafiły być dla niego znakiem czyjejś obecności (bądź nieobecności). Przed laty po wyjeździe ojca zaczął płakać na widok jego pustego fotela. Wśród cenionych przez siebie angielskich grafik wyróżniał kompozycję Luke’a Fildesa Puste krzesło, 9 czerwca 1870 — epitafium Dickensa, widok pracowni pisarza nazajutrz po jego śmierci: biurko i pusty fotel. Czy Krzesło Gauguina było wyrazem lęku przed nadchodzącym niebezpieczeństwem? Kiedy oglądałem obok siebie te dwa „portrety przez podstawione przedmioty” na wielkiej wystawie van Gogha w 1990 roku, uderzyły mnie jako doskonałe wizerunki dwóch dróg jego malarstwa: Krzesło van Gogha, czyli zbawcze trzymanie się konkretu, Krzesło Gauguina, czyli pokusa „tworzenia z imaginacji”, zapowiedź utraty kontaktu z rzeczywistością. To jednak tylko dowolne schematyzacje. Sam chyba najlepiej określił sens swoich dzieł, gdy w związku z serią płócien przedstawiających członków rodziny Roulin pisał do brata niedługo przed atakiem, że czuje się w swoim żywiole: malowanie portretów pociesza go, że nie jest lekarzem.


Wojciech Karpiński

Fragment książki Fajka van Gogha