Vincent van Gogh

Spacer więźniów (1890)

(Muzeum Puszkina, Moskwa)


Inna kopia pozwala przybliżyć się do jego koszmarów. Można ją uznać za autoportret przez projekcję w tonacji „czarne‑czerwone”. Tonacja malarska jest tu sinobłękitna, ale bardziej zdyscyplinowana niż na „zimnych” kopiach Milleta. Spacer więźniów wykonany został według kompozycji Gustawa Dorégo przedstawiającej londyńskie więzienie. Na kamiennym dziedzińcu więźniowie posuwając się gęsiego tworzą zwarte koło. Nad nimi bez końca pną się w górę ceglane mury. To one pilnują maszerujących. Stojący z boku strażnik i dwóch mężczyzn w cylindrach są tylko tłem, zlewają się z wszechobecnymi murami. Poczucie zamknięcia, osaczenia. Jeden z więźniów, ten najbliżej, z gołą głową, patrzy wyzywająco, choć nie rozróżniamy oczu, ledwie naszkicowanych. Osądza oglądającego, malującego, widzi w nim więźnia czy strażnika, czy obu naraz. To prawie obojętne. Jest jednym z nas. Patrzy na nas. To pierwszy obraz van Gogha, jaki zobaczyłem w życiu. Wywiera niezapomniane wrażenie. Znajduje się w Moskwie.

Nie tylko dlatego widzę w tym płótnie duchowe powinowactwo z Dostojewskim. Van Gogh interesował się w Saint-Rémy rosyjskim pisarzem i szukał inspiracji we Wspomnieniach z domu umarłych. W zdumiewającym odczytaniu Dorégo przez van Gogha słychać wiele ech, domyślać się można wielu powinowactw przeszłych i przyszłych. Spacer więźniów ma w sobie coś z atmosfery Piranesiego przeniesionego we współczesny świat, Piranesiego zobaczonego przez Kafkę. Ale jest przede wszystkim wizerunkiem van Gogha w jego czarnych momentach.


Wojciech Karpiński

Fragmenty książki Fajka van Gogha