Van Gogh - Muzeum wyobraźni:

Rembrandt van Rijn

Portret Jana Sixa


Nigdy nie namalował Thea. Ale właśnie w tamtych dniach w Arles dał jego znakomity portret. Zaczerpnął go ze swego muzeum wyobraźni. W drugiej połowie grudnia, na kilka dni przed katastrofą pojechali z Gauguinem obejrzeć muzeum w Montpellier. Dużo rozmawiali o obrazach, tych, które tam oglądali, a także innych, szczególnie dla nich ważnych. Ich dyskusja była, wedle słów Vincenta w liście do Thea, „przesadnie naładowana elektrycznością”. W tym liście Vincent wyznawał, że widzi brata w dwóch dziełach Rembrandta: w portrecie starego Sixa z rękawiczką dostrzega przyszłego Thea, a w akwaforcie przedstawiającej Sixa czytającego przy oknie widzi Thea dawnego i obecnego.

Vincent często mówił o Rembrandcie jako o czarodzieju. Wybrał z muzeum wyobraźni dwa jego dzieła naprawdę magiczne. Oglądał je kiedyś w Holandii. Przedstawiają Jana Sixa, przedsiębiorcę, poetę, namiętnego zbieracza, przyjaciela Rembrandta w chwilach najtrudniejszych, ratującego go z opresji finansowych. Six był kolekcjonerem rycin Rembrandta, a ten sportretował go na pięknej akwaforcie: Six stoi w ciemnym gabinecie, oparty jest o framugę okna, skąd płynie światło na pogrążoną w lekturze twarz. Six miał wówczas prawie tyle lat co Theo, gdy Vincent pisał swój list.

Rysunki przygotowawcze do tej ryciny, rzadkiej i niezwykle cenionej przez zbieraczy, znajdują się nadal w zbiorach rodziny Six. Można je oglądać w Amsterdamie. Część wielkiej kolekcji, pomnik dziesięciu pokoleń zamożnych, pracowitych i zafascynowanych sztuką mieszczan, sprzedano w różnych okresach, nabywano też obrazy nowe. W XIX wieku zbiory wzbogaciły się o jeden z najsłynniejszych obrazów sztuki holenderskiej: Dziewczynę nalewającą mleko Vermeera. Na początku XX wieku obraz postanowiono sprzedać. Miał go kupić Morgan do swej nowojorskiej kolekcji, co wywołało lawinę antyamerykańskich artykułów w prasie. Społeczeństwo zebrało potrzebną sumę i Dziewczyna nalewająca mleko jest dziś ozdobą amsterdamskiego Rijksmuseum. Nigdy jednak nie opuścił zbiorów rodziny inny obraz, portret Jana Sixa z rękawiczką w dłoni. Vincent mówi o pięknym wizerunku „starego Sixa” i widzi w nim portret Thea w przyszłości. Obraz powstał w 1654 roku, Six miał wówczas 36 lat, tyle, ile Vincent w chwili pisania swego listu. Theo nie dożył tego wieku.

Dla tego obrazu wybrałem się do Fundacji Six. Trzeba zgłosić się wcześniej do Rijksmuseum z paszportem. Dostaje się wówczas piękny karton z reprodukcją dzieła Rembrandta upoważniający do zwiedzenia fundacji. Młoda dziewczyna, która mnie oprowadzała, długo rozwodziła się o dawnych i obecnych przedstawicielach rodu. Ku mojemu zdziwieniu była jedną z niewielu spotkanych przeze mnie w Holandii osób nie mówiących swobodnie po angielsku. Ale miała jak najlepsze chęci. A w ostatnim pomieszczeniu, gdzie wisi podobizna Sixa, zamilkła.

Cóż można powiedzieć o tym dziele? Znam tylko kilka portretów, które działają z podobną mocą. Olśniewa malarską wirtuozerią i psychologiczną przenikliwością. A zarazem wymyka się psychologizującym określeniom. To nie jest — jak Innocenty X Velázqueza z rzymskiego pałacu Doria‑Pamphili — studium woli, ani — jak Comtesse d’Haussonville Ingres’a z nowojorskiej Frick Collection — wizerunek wdzięku. W pamięci zostaje materia rękawiczki, precyzja dłoni, zwiewność białego mankietu, czerwony płaszcz ze swobodnymi złotymi maźnięciami, twarz o smutnym, intensywnym, nieodgadnionym spojrzeniu. Dla mnie ten obraz stanowi jeden z symbolów Amsterdamu. Jest nie tylko apoteozą sztuki Rembrandta, ale i sekretnym pomnikiem ofiarowanym przez Vincenta van Gogha bratu.


Wojciech Karpiński

Fragment książki Fajka van Gogha