Vincent van Gogh

Panna Gachet przy pianinie (1890)

(Kunstmuseum, Bazylea)


Portret powstał podczas dwóch posiedzeń, pod koniec czerwca 1890 roku. Van Gogh usadowił Małgorzatę przy pianinie, kazał odsunąć meble w zagraconym salonie, aby przestrzeń między modelem a nim była wolna. Domagał się szybkiego spełniania poleceń. Wszystko, co stało na drodze jego wizji, wprowadzało go w rozdrażnienie. Wybrał płótno dziwnego formatu, charakterystyczne dla ostatnich tygodni w Auvers, jakby dwa zestawione kwadraty, pół metra na metr. Na takich płótnach namaluje najwspanialsze ostatnie pejzaże. Tego dnia, wyjątkowo, posłużył się tym formatem do portretu. I, też wyjątkowo, skomponował obraz pionowo.

Używał sztalug doktora, solidniejszych, lepiej utrzymujących równowagę przy wąskim i wysokim blejtramie. Vincent nie rozmawiał w czasie malowania. Stał przy sztalugach, cofał się, przybliżał, przyklękał, znów się podnosił. Zainspirowany wydłużonym formatem, przypominającym kompozycje Utamaro, nadał modelowi elegancję linii uchwytując jednocześnie podobieństwo. Rozpoczął w sobotę. W niedzielę zamierzał portret wykończyć. Zjawił się podniecony. Niecierpliwie jadł posiłek podany w ogrodzie. Chciał jak najszybciej malować. Po zjedzeniu natychmiast udał się do salonu. Otworzył pudło z farbami. Okazało się, że zapomniał palety. Drobna przeszkoda wydała mu się nieszczęściem.

Doktor wszedł do pracowni, przyniósł czystą paletę. Miał ich wiele. W podobnych okolicznościach siedemnaście lat wcześniej pożyczył paletę Cézanne’owi. Dwóch spośród największych malarzy XIX wieku, a na pewno dwóch największych nowatorów, dwóch nie znanych wtedy prawie nikomu prekursorów nowej sztuki malowało w domu dziwnego lekarza w małej osadzie francuskiej. Ślady po nich zostały zachowane i przekazane po latach do Muzeum Narodowego; pięknie to świadczy o doktorze i jego dzieciach.

Paleta użyczona van Goghowi w czerwcu 1890 roku, nigdy potem nie używana, zostawiona bez zmian, wygląda jak najlepszy obraz ekspresjonizmu abstrakcyjnego — ciemna gama, brutalne wybuchy czerwieni, brązy, niespodziewany błysk zieleni. W listopadzie 1951 roku Gachet junior przekazał do Luwru paletę, jak również farby, które posłużyły do namalowania portretu jego siostry: trzy tubki jaune de chrome no 2 (Thasset et L’Hôte, Tanguy), jedna tubka laque de géranium no 8 (Thasset et L’Hôte). Pianino, przy którym siedziała Małgorzata Gachet, zostało ofiarowane Królewskiemu Konserwatorium w Brukseli i można je oglądać w brukselskim Muzeum Instrumentów. Portret wisi w muzeum w Bazylei.

Znamy scenerię, znamy narzędzia, znamy genezę, portret nie staje się przez to łatwiej uchwytny. Vincent był z niego zadowolony. Obiecywał bratu, że namaluje dla niego replikę (ten ofiarował pannie Gachet), zapowiadał też inny jej portret, przy organach. Nie zdążył.

Znów komentarz Vincenta przynosi ważny klucz do odczytania obrazu: wiemy nie tylko, jak powstawał, wiemy też, jak miał wisieć. W liście do Thea naszkicował — jak zawsze znakomicie — maleńki rysunek przedstawiający ten portret i zestawia go ze szkicem innego obrazu takiego samego formatu, lecz w wersji poziomej, z jednym z jego niezwykłych wydłużonych pejzaży (Pola pszeniczne koło Auvers, obecnie w Österreichische Galerie w Wiedniu). W tym opisie widziałbym jedną z istotnych wskazówek van Gogha. Jego zdaniem portret w zestawieniu z krajobrazem nabiera większej siły, oba dzieła wzmacniają się wzajemnie, ukazują dwa fragmenty natury, dwa wizerunki duchowe i fizyczne, związane ważnymi nićmi. Upragnionego przez niego Nowoczesnego Portretu szukać należy tam, w zestawieniu fragmentów rzeczywistości, odpowiednio dobranych. „Wczoraj i przedwczoraj malowałem portret panny Gachet, mam nadzieję, że wkrótce go zobaczysz; suknia jest różowa, ściana w tle z pomarańczowymi kropkami, dywan czerwony z zielonymi kropkami, pianino ciemny fiolet, wysokość metr, szerokość pół metra. Malowałem tę postać z przyjemnością — zadanie jednak trudne. Doktor obiecał, że córka będzie dla mnie pozować znowu przy małych organach. Zrobię też wersję dla Ciebie. Zauważyłem, że to płótno bardzo dobrze wychodzi z drugim, podłużnym, przedstawiającym zboża. Jedno, w pionie, jest różowe, drugie jest bladozielone i żółtozielone, barwy komplementarne wobec różowego. Wprawdzie jeszcze daleko do tego, by ludzie rozumieli tego rodzaju ciekawe powinowactwa zachodzące między jednym fragmentem natury a innym, choć przecież oba elementy wzajemnie się tłumaczą czy też wydobywają. Niektórzy jednak potrafią rzecz uchwycić i to już jest dobrze” (645).

Panna Gachet przy pianinie uderza ornamentacyjnością. Płaska sylwetka, owalne linie sukni o różowych cieniach. Tło — jak napisał Gachet junior, zupełnie wymyślone — dzieli obraz na dwie części, stanowi znakomity i delikatny kontrast wydobywający kobiecą sylwetkę. U góry zieleń ściany z żywymi kropkami czerwieni, u dołu pąsowa czerwień podłogi z maźnięciami zieleni. Płynące zielone cegiełki na podłodze grają z zielenią krzesła, z zielonkawymi pobłyskami włosów, z konturem twarzy. Oczy spuszczone w dół, niewidoczne, patrzą na klawiaturę i na poruszające się po niej dziwnie długie palce. Ten obraz — format to jeszcze uwydatnia — wydaje się wspaniałym gobelinem, nie Nowoczesnym Portretem, który oddawałby troski i zagubienie współczesnego człowieka.



Wojciech Karpiński

Fragment książki Fajka van Gogha