Samuel Johnson i Gustaw Herling-Grudziński


null

Z tyłu kościoła Saint Clement Danes niewysoki pomnik: „Samuel Johnson L. L. D. — critic — essayist — philologist — biographer — wit — poet — moralist — dramatist — political writer — talker, 1709–1784, erected 1910” (ta wyliczanka specjalności spodobałaby się Lampedusie).

Pomnik zmobilizował mnie, aby raz jeszcze zajść w okolice domu doktora Johnsona. Agresywna architektura powojenna, dopiero gdy dochodzi się do Gough Square kilka domów wprowadza w nastrój Anglii Doktora (Boswell House, o nazwie miłej memu sercu). Sam domek doktora niepozorny, ale sympatyczny, gdy pomyśli się o dokonanej tu wielkiej pracy cywilizacyjnej, włączenia w kulturę, a zarazem stworzenia dla tej kultury ram, fundamentów, słownika, który wzmocni i utrwali język, zdolność rozmowy, porozumiewania się, pisania, utrwalania w słowie rzeczywistości, krytycznego przyglądania się jej. Przyznam się, że pełne znaczenie Doktora dla kultury angielskiej, takie, jak ujmują to Anglicy czy podręczniki, nie jest dla mnie uchwytne z jego dzieł. Ale właśnie ten nadal żywy kult dla niego jako dla dominującej postaci XVIII‑wiecznej kultury jest dla mnie ważny. To znaczy, że widzi się w nim wielkiego krytyka, wielkiego strażnika zarazem ładu i swobody. Dla mnie Johnson jest żywy, jak najbardziej, i podziwiam go, ale widzę go jako postać literacką, jako bohatera może najwspanialszej biografii, jaką kiedykolwiek napisano, jako postać stworzoną przez Boswella, czy też — aby wyrazić się nie tak skrajnie i bardziej precyzyjnie — przywróconą przez swego biografa do pośmiertnego życia.

Było dziś wietrzno, chłodno, zaczynało padać, w zaułkach wokół domu Johnsona, tak blisko ruchliwej Fleet Street, całkowita pustka. Pojawiła się po chwili samotna śpiesząca się młoda Japonka (a jednak — zgodnie ze żartobliwym powiedzeniem, że jeżeli dotarliśmy do jakiegoś znanego miejsca i nie ma tam przynajmniej kilku Japończyków, to znaczy, że pomyliliśmy drogę), w ręku miała jakąś listę (chciałbym wiedzieć, co na niej było, czyżby rzeczy do zobaczenia samemu?). Spotkaliśmy się przed pomnikiem Hodge’a, z dwóch stron, robiliśmy zdjęcia tak, aby nie fotografować siebie, lecz metalową podobiznę słynnego kota doktora Johnsona. Wkrótce Japonka znikła i mogłem swobodnie fotografować. Na podstawie pomnika napis: „HODGE, «a very fine cat indeed», belonging to Samuel Johnson (1709–1784), of Gough Square”. A niżej słynne słowa Johnsona, cytowane w każdej prawie książce o Londynie: „Sir, when a man is tired of London he is tired of life: for there is in London all that life can afford” („Kto jest zmęczony Londynem, jest zmęczony życiem: w Londynie jest bowiem wszystko, co życie może zaoferować”). I następny cytat: „The chief glory of every people arises from its authors”(„Zasadniczym źródłem chwały każdego narodu są jego autorzy”).

null

Zastanawiałem się, jaka byłaby reakcja Gustawa Herlinga-Grudzińskiego na oba te cytaty. Nigdy na pewno nie zadałbym mu takiego pytania, on by nikomu nie pozwolił stawiać mu takiego pytania, nie pozwoliłby sobie samemu, bo dotyka spraw najboleśniejszych, ale pod koniec życia w kilku fragmentach opowiadań pozwolił sobie spojrzeć w siebie, w przeszłość. Zapewne uznałby, że jego zmęczenie Londynem było właśnie znakiem zmęczenia życiem, a może powiedziałby (pomyślałby) inaczej: on nie był zmęczony Londynem, to nie jest właściwe słowo, on tego miasta nie może znieść, bo było świadkiem jego tragedii, a tą tragedią było skrajne zmęczenie życiem u najbliższych mu osób.

A co do drugiego cytatu — w pierwszym odruchu zapewne opowiedziałby mi po raz setny rozmowę Tomasza Manna z Silonem powtórzoną mu przez Silonego. „Jakie jest kryterium dobrego państwa?”, miał zapytać Silone. Mann odpowiedział z miną mandaryna: „Miejsce, jakie jest zapewnione twórcom”. Silone, prawdziwy demokrata, daje właściwą odpowiedź: „Miejsce, jakie jest zapewnione opozycji”. Ale po pewnym czasie, w rozmowie ze sobą, a może w milczeniu ze sobą, uznałby zapewne, że w „boju napowietrznym”, jaki się toczy w duszy każdego obywatela, każdego człowieka walczącego o swoją wolność, bez względu na to, czy jego społeczność ma demokratyczne i polityczne swobody, czy jest otwarta ku wolności i może decydować o własnym losie, czy też jest, jak była ojczyzna Gustawa przez olbrzymią większość jego życia, zniewolona, bez względu na to, w owym boju napowietrznym autorzy są bojownikami o zasadniczym znaczeniu. Czerpał przecież dumę i siłę z tego, że był jednym z nich, jednym z najważniejszych. Chciał nim zostać już jako bardzo młody człowiek — tak zaplanował swój los i tak się dokonało jego życie.


Wojciech Karpiński

Fragmenty książki Obrazy Londynu