Edgar Degas w National Gallery


null

Pierwsza za tym pobytem wizyta w National Gallery. […] W sali Degasa Miss La La wróciła i razem ze Spartańskimi dziewczętami i chłopcami przytłumia dla mnie inne jego obrazy, zwłaszcza trzy, wspaniałe — Hélène Rouart w gabinecie ojca, La Coiffure, Wycierająca się. Znów wraca problem rozwieszenia, sąsiedztwa, obrazów wzbogacających i obrazów duszących, tłumiących inne. To jest problem odżywiania, właściwej diety, nietzscheański problem, choć Wielki Fryderyk był ślepy na malarstwo, zajmował się wychowywaniem samego siebie (skutki mogą się wydać opłakane, ale był też pośrednio, przez przykład samoofiary, wielkim wychowawcą świadomości współczesnej). Obok problemu odżywiania istnieje jednocześnie problem rozmowy, Nietzschemu obcy, uznawał tylko monolog. Co stwarza korzystne warunki dla porozumienia, swobodnej wymiany, wyjścia poza siebie i skierowania się ku sobie? Kiedy możemy usłyszeć głos i zrozumieć cudzą mowę, w tym także mowę obrazów? Kiedy i dzięki czemu w sztuce łatwiej jest nam powiedzieć coś zrozumiale? Te pytania stanowią od lat tło moich wędrówek po muzeach, mojego oglądania obrazów. Nie warto chyba głowić się nad problemem, co było pierwsze: zainteresowanie malarstwem czy pragnienie sensownej rozmowy, wypowiedzenia siebie, problemy z własną mową, niewygodne odczucie granic języka i chęć ich przezwyciężenia. Nie ulega wątpliwości, że w muzeach, w pewnych bardziej niż w innych, przed obrazami, niektórymi bardziej, nachodzi na mnie silne pragnienie świata, sensu, znaczeń; pożądanie, które dąży do tego, by własną mowę wyjaśnić, lecz bez przesadnej dosłowności, bez narcystycznego pochylania się nad własnym obrazem, bo grozi to utonięciem w meandrach mowy, sensu, znaków. A one właśnie trwają, mówią do mnie, wzywają mnie do siebie i do świata.

Wojciech Karpiński

Fragmenty książki Obrazy Londynu