Boris Anrep
Mozaiki w westybulu National Gallery
Mozaiki w westybulu National Gallery
Odkąd przeczytałem bodajże w rozmowach Achmatowej z Czukowską, że na posadzce westybulu National Gallery umieszczona została podobizna Achmatowej stworzona przez Borisa Anrepa, starałem się, gdy pamiętałem o tym, odszukać jej twarz, a wiadomość o mozaikach wypisałem w moim Michelinie. Nie potrafiłem znaleźć Achmatowej. Nie tylko dlatego, że przy wejściu do Galerii myślałem zwykle o czymś innym, o czekających mnie spotkaniach z najpiękniejszymi obrazami, także dlatego, że mozaik tu dużo, podpisywane są imionami muz, cnót, trudno powiedzieć, kto do czego pozował bądź stanowił daleką inspirację. Tylko postać Churchilla była nie do pomylenia. [...]
Boris Anrep, 1883–1969, urodzony w Rosji, studiował w Anglii i na uniwersytecie w Petersburgu. Dużo podróżował, badając mozaiki w różnych krajach: w Rosji, na Bliskim Wschodzie, we Włoszech. Uczęszczał do Académie Julian w Paryżu i do Edinburgh College of Art. W 1912 razem z Rogerem Fry współorganizował wpływową wystawę malarstwa postimpresjonistów w Londynie. Do jego angielskich przyjaciół należeli: Augustus John i Henry Lamb, następnie Maynard Keynes, Virginia Woolf, cały artystyczny Londyn. Specjalizował się w mozaikach. Wykonał mozaiki na posadzce Sali Blake’a w Tate Gallery.
W 1926 zaczął prace nad mozaikami w National Gallery. Wykonywał je w trzech etapach. W 1928 i 1929 ukończone zostały mozaiki w westybulu wschodnim i zachodnim na temat Prace i przyjemności życia. W 1933 odsłonięte zostały na podeście mozaiki na temat Obudzenie muz. Wreszcie w 1952 ukończono prace nad mozaikami w północnym westybul przedstawiającymi Nowoczesne cnoty. Trzy pierwsze cykle ufundował głównie Samuel Courtauld, cykl ostatni Mrs Gilbert Russell (Maud). Ciekawsze postaci w Przebudzeniu muz: Polihymnia, muza heroicznych hymnów — Mrs Bryan Guinness (Diana Mitford, jedna z legendarnych sióstr, najpiękniejsza, potem żona sławetnego Oswalda Mosleya); Bachus, bóg wina — Clive Bell; Apollo, bóg muzyki — sir Osbert Sitwell; Klio, muza historii — Virginia Woolf; Melpomena, muza tragedii — Greta Garbo; Terpsychora, muza tańca — lady Keynes (Lidia Lopokova).
Nowoczesne cnoty są jeszcze ciekawsze i bardziej rozbudowane narracyjnie. Współczucie — Anna Achmatowa wśród spustoszeń wojennych nawiedzona przez anioła. Kompromis — aktorka amerykańska Loretta Young, na głowie ma koronę i czapkę frygijską, wlewa do czary miłości białe i czerwone wino. Ciekawość — lord Rutherford z rozbitym atomem. Opór — Winston Churchill stoi na białych skałach Dover i wyzywa apokaliptyczną bestię układającą się w znak swastyki (tak podaje objaśnienie, sam tego nie zauważyłem, zobaczyłem tylko papieską tiarę na głowie bestii...) i grożącą brzegom Brytanii. Delektacja — dame Margot Fonteyn przysłuchuje się Edwardowi Sackville‑West (kuzyn Vity, pisarz, także muzyk, razem tłumaczyli Rilkego) grającemu na klawikordzie. Szaleństwo — Mrs Gilbert Russell, opiekunka sztuk (w rogu tego westybulu napis na pawimencie: Maud Russell donavit — Anrep fecit). Humor — lady Diana Cooper (córka księcia Rutland, żona polityka Duffa Coopera, słynna z urody, grała Madonnę w spektaklach Maxa Reinhardta) jako Brytania koronuje Puncha, wcielenie humoru (w ręku trzyma Who’s Who). Odpoczynek — T. S. Eliot (uderzająco podobny, jego też zawsze rozpoznawałem, choć nie rozumiałem, co tu robi) kontempluje Loch Ness i Einsteinowską formułę E=mc2. Przenikliwość — Bertrand Russell wydobywa symboliczną postać prawdy ze studni i odsłania jej maskę. Otwartość umysłu — earl of Jowitt w szatach Lorda Kanclerza przed statuami Hekaty i Sprawiedliwości. Poszukiwanie — astronom profesor sir Fred Hoyle jako steeplejack (robotnik pracujący przy naprawie kominów fabrycznych). Szósty zmysł — dame Edith Sitwell, czytając książkę wierszy, przechodzi bez strachu nad szczeliną, gdzie czyhają przerażające bestie.
Niespodzianka — malarz Augustus John jako Neptun ofiarowuje Alicji z Krainy Czarów prezenty. Tu spoczywam — grób Borisa Anrepa z jego autoportretem, młotkiem, kielnią i rodzinnym herbem. Odpocznij i bądź wdzięczny — szyld pubu w Kent.
[...] A jaką ja układam posadzkę w National Gallery? Byliby to ludzie, którzy ułatwiali mi wejście w Obrazy Londynu, w świat malarstwa. Byłby tu oczywiście Czapski jako wzór (dobry dżinn, geniusz, patron, model) — czego? — zachwytu, wytrwałości, pracy i wizji; byłby Kot Jeleński jako wzór polotności, najbliższe znane mi ludzkie zbliżenie do Ariela; byłby Krzyś Jung jako wzór artysty, przemieniania materii życia w żywe dzieło; byłby Gustaw Herling‑Grudziński jako wzór melancholii: mimo mieszkania w Londynie, mimo potem regularnego przyjeżdżania tu, mimo oczywistych i realnych pasji malarskich, nigdy tych zbiorów, najwspanialszych na świecie, nie dostrzegł, a w każdym razie nigdy nie wspomniał o nich z takim przejęciem, na jakie zasługują.
Powinienem się dalej posunąć w tym wysiłku: jakich malarzy bym tu umieścił? Na pewno Bacona i Hockneya, obaj zresztą przez wystawy „Oko artysty” utrwalili swoje gusta i przemówili do nas (do mnie) — to był wspaniały pomysł, aby zaprosić ich do wybrania szczególnie bliskich im dzieł w National Gallery. Może powinienem posunąć się jeszcze dalej? Może te notatki są właśnie komponowaniem wymarzonego pawimentu w moim muzeum wyobraźni?
Wojciech Karpiński
Fragment książki Obrazy Londynu