Vincent Van Gogh

Siewca (1888), Żniwiarz (1889)


Tak właśnie nazywa się obraz — Żniwiarz. Van Gogh wykonał kilka jego wariantów i wracał w listach do tego tematu, dla niego głęboko symbolicznego. Jego komentarze są uderzająco obszerne. I celne. Pracował nad płótnem dość długo. W liście do Thea spisywał na gorąco refleksje. Te zapiski są właściwie esejem o malarstwie van Gogha, o sztuce i życiu. Można by je nazwać: „Jak powstał Żniwiarz”.

„Piszę do Ciebie ten list w przerwach między malowaniem, kiedy czuję się zmęczony. Praca idzie dość dobrze — walczę z obrazem rozpoczętym kilka dni przed moją niedyspozycją, jest to żniwiarz, płótno całe żółte, okropnie grubo malowane, ale motyw był piękny i prosty. Widzę w tym żniwiarzu — niewyraźna postać, która w okropnym żarze miota się jak diabeł, żeby dać sobie radę ze swoim zadaniem — widzę w nim obraz śmierci, w tym sensie, że ludzkość jest zbożem, które się kosi. Jest to przeciwstawienie siewcy, którego malowałem przedtem. Ale w tej śmierci nie ma nic smutnego, wszystko dzieje się w pełnym świetle, w słońcu, które zatapia pejzaż w delikatnym złotym blasku.

Tak to jest. Nie ustępuję jednak i na nowym płótnie zaczynam szukać na nowo. Ach, mógłbym niemal uwierzyć, że mam przed sobą nowy okres jasnego malowania.

Nie wiem, co robić; czy ciągnąć tak dalej przez najbliższe miesiące, czy szukać zmiany. Ataki nie są zabawne i boję się, żeby mi się to nie przytrafiło przy Tobie czy innych.

Mój drogi bracie — wciąż piszę w przerwach między malowaniem — pracuję jak potępieniec, szał pracy ogarnął mnie bardziej niż kiedykolwiek. Może będzie ze mną tak, jak z Delacroix, który mówił, że «odnalazł malarstwo, kiedy już nie miał zębów i brakło mu tchu», w tym sensie, że moja smutna choroba wywołuje we mnie głuchą wściekłość pracy — pracuję bardzo powoli — ale od rana do wieczora; może na tym właśnie polega tajemnica: pracować długo i powoli. [...]

Ufff! Żniwiarz jest gotów, myślę, że ten obraz weźmiesz do siebie — jest to obraz śmierci, o jakiej mówi nam wielka księga natury, ale ja chciałem, żeby to było «niemal uśmiechnięte». Płótno jest żółte, prócz linii fioletowych wzgórz. To zabawne, że ujrzałem to poprzez żelazne kraty mojej celi.

Wiesz, czego się spodziewam — skoro już mam nadzieję — spodziewam się, że rodzina będzie dla Ciebie tym, czym dla mnie jest natura, grudy ziemi, trawa, żółte zboże, chłop; to znaczy, że w Twojej miłości do najbliższych znajdziesz nie tylko cel pracy, ale i pociechę, i odrodzenie, czego Ci bardzo trzeba” (604).

Siewca wydaje mi się przeciwieństwem Żniwiarza. Van Gogh też wypowiedział taki pogląd, ale opatrywał go — choć nie całkiem konsekwentnie — przeciwną interpretacją. W Żniwiarzu, żywym krajobrazie z wtopioną w łan zboża szamoczącą się postacią, widział wizerunek śmierci, o jakiej mówi wielka księga życia, choć dodawał, że jest to „niemal uśmiechnięte”. Motyw dostrzeżony przez Vincenta przez zakratowane okno celi zdaje mi się, ilekroć tę kompozycję oglądam, objawieniem życia, trudnego, kończącego się tak, jak się kończy, lecz wciąż odnawiającego się życia. A mechanicznie krocząca po polu postać nazwana Siewcą, zamachująca się energicznie, wydaje mi się trzymać w ręku niewidoczną kosę. Jeśli coś rzuca w glebę, to ziarno śmierci. To nie jest „niemal uśmiechnięte”. Literacka interpretacja tematu byłaby tylko kwestią akcentów, grą metafor, ale to strona malarska, zimny koloryt i sztywność kompozycji, powoduje, że widzę w Siewcy, w różnych jego wariantach, zamierającą ekspresję.


Wojciech Karpiński

Fragment książki Fajka van Gogha